Suche powietrze drażniło jej
gardło przy każdym głębszym oddechu, a porywiste podmuchy wiatru
plątały długą spódnicę między nogami. Wolną dłonią
poprawiła rąbek kapelusza, który przysłaniał jej widok, a drugą
zacisnęła mocniej na pasku ciężkiej torby. Przystanęła przed
przejściem dla pieszych, słysząc nadjeżdżający samochód i
zdjąwszy okulary przeciwsłoneczne, uniosła głowę.
Pomimo tego, że w Perugii
mieszkała już od kilku miesięcy, dotychczas nie miała okazji, by
móc z bliska podziwiać PalaEvangelisti. Słyszała o tym miejscu
niejedną historię, zwłaszcza od kibiców z Maceraty, z którymi
uwielbiała rozmawiać o ich podróżach po niemalże całych
Włoszech za ukochaną drużyną, i wydawało jej się, że kiedy
stanie w tym miejscu, budynek ją przytłoczy. Nie miała gęsiej
skórki na ramionach, serce nie zaczęło jej szybciej bić, nogi nie
były niczym z waty, ale zdawała sobie sprawę, że to tylko pozory.
Poczucie przytłoczenia miało dopiero przyjść, kiedy stanie
pośrodku sali i wyobrazi sobie fanatyczny doping sympatyków
miejscowej drużyny.
Przeszła na drugą stronę ulicy
i podeszła do drzwi. Nacisnęła klamkę i popchnęła je, jednak
nie ustąpiły. Zmarszczyła brwi i powtórzyła czynność – nawet
nie drgnęły. Zrobiła kilka kroków w tył i rozejrzała się, w
poszukiwaniu albo innego wejścia, albo kogoś, kto by jej pomógł
bądź wskazał inną drogę. Uśmiechnęła się, dostrzegłszy
zbliżającą się w jej stronę postać i pomachała, gdy rozpoznała
w niej Diego.
- Cześć – przywitała się i
ucałowała go w obydwa policzki tak samo, jak on ją.
- Zamknięte? – zapytał,
wskazując głową drzwi. Kiedy Maura potaknęła, chwycił ją pod
ramię. – Chodź, pewnie wejście dla personelu jest otwarte.
- Skąd wiesz? – Pozwoliła mu
się poprowadzić wzdłuż budynku, z zaciekawieniem na niego
zerkając.
- Prawdę mówiąc... –
uśmiechnął się krzywo – ...nie wiem. Ale tak przypuszczam.
Wywróciła oczami z rozbawienia,
które zostało zastąpione przez ulgę, gdy okazało się, że drzwi
oznaczone tabliczką z napisem „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”
są otwarte, a czekający za nimi ochroniarz był po to, by wskazać
im drogę do szatni. Podziękowawszy, udali się w drogę korytarzami
hali, jednocześnie prowadząc niezobowiązującą pogawędkę o
czekającym ich pokazie. Oboje nie wiedzieli, czego mogą się
spodziewać po kilku tysiącach kibiców, którzy przyjdą, by
wspomóc swoją drużynę, a nie oglądać tancerzy.
- Ach, Maura... – Diego
zawiesił na chwilę głos i z zakłopotaniem potarł kark. –
Miałabyś może ochotę wyjść gdzieś w sobotę po meczu?
Zatrzymała się w pół kroku i
obrzuciła mężczyznę zaskoczonym spojrzeniem. Schowała okulary
przeciwsłoneczne do kieszeni torby i zdjęła kapelusz, by w jakiś
sposób zająć dłonie i dać sobie kilka sekund więcej na
odpowiedź. Chrząknęła i ponownie zerknęła na Diego.
- Hm... – przełknęła ślinę
i niepewnie uniosła kąciki ust. – W porządku.
Tancerz rozpogodził się i
ponownie ucałował ją najpierw w jeden policzek, a potem w drugi.
Obdarowawszy ją jeszcze jednym uśmiechem, zostawił ją pod
drzwiami szatni, którą tymczasowo zajmowały kobiety, a sam
przeszedł kilka metrów dalej i zniknął za kolejnymi.
Nie była pewna, czy podjęła
dobrą decyzję i prawdopodobnie jeszcze przez długi czas by nad tym
rozmyślała, robiła listy plusów i minusów, ale w końcu
korytarza pojawiła się znajoma sylwetka. Przybycie Mathilde na
dalszy plan odsunęło spotkanie z Diego i pozwoliło Maurze skupić
się na przygotowaniach do próby.
*
Przerzuciła kolejną stronę,
doczytała zdanie do końca i uniosła wzrok znad książki. Po hali
echem niósł się dźwięk odbijanych piłek i pokrzykiwania zarówno
zawodników, jak i trenera. Ziewnęła. Jedną dłonią zasłoniła
usta, a drugą, w której trzymała książkę, wyciągnęła daleko
w bok, rozciągając poprzykurczane mięśnie pleców. Odpowiedziała
rozbawionym uśmiechem, kiedy zauważyła wywracającego oczami
Randazzo. Oparła łokcie na kolanach i zmrużyła oczy, przypatrując
się przyjacielowi, który po raz kolejny wyrzucił piłkę do góry,
zrobił nabieg i wyskoczywszy, mocno uderzył, posyłając ją w
piątą strefę. Libero z trudem wybronił uderzenie kolegi, a
Giuliani pokazał Luigi’emu uniesiony kciuki. Maura kiwnęła głową
z satysfakcją i powtórzyła gest trenera, gdy przyjaciel spojrzał
w stronę sektora, w którym siedziała.
Odkąd poznała Randazzo,
uwielbiała swój wolny czas spędzać na hali – nie dlatego, że
dzięki temu mogła częściej podziwiać swoich idoli podczas gry.
Podczas wielu godzin przebywania wśród nie milknącego hałasu
zauważyła, że dźwięk gwizdka, pokrzykiwania zawodników i głuche
uderzenia piłki o parkiet działały na nią uspokajająco i ze
znacznie większą łatwością przychodziło jej skupienie się na
wykonywanej czynności, niezależnie od tego, czy było to
rozwiązywanie zadania z matematyki, pisanie eseju na historię czy
czytanie jednej z lektur, którą wybrała podczas zajęć
bibliotecznych. Żałowała, że położenie hali uniemożliwiało
jej częstsze odwiedziny i mogła sobie na nie pozwolić jedynie raz
na jakiś czas, kiedy nie miała własnego treningu i zaraz po
zajęciach w szkole nie musiała udać się do Zakątka, by
pomóc mamie w pracy. Przypuszczała jednak, że dzięki temu trener
jeszcze tolerował jej obecność i przymykał oko na sporadyczne
zbyt żywiołowe reakcje.
Zerknęła kątem oka na
zapięty na nadgarstku zegarek i drgnęła niespokojnie,
uświadomiwszy sobie, jak niewiele czasu pozostało jej do ostatniego
autobusu, którym – przy pomyślności ruchu drogowego – na czas
dotarłaby na wieczorne zajęcia akrobatyczne. Wsunęła zakładkę
pomiędzy strony książki i włożywszy ją do bocznej kieszeni
torby, zerwała się z miejsca. Poszukała wzrokiem przyjaciela i
kiedy podchwycił jej spojrzenie, przyłożyła do policzka zwiniętą
w pięść dłoń z wyprostowanymi małym palcem i kciukiem – w ten
sposób prosiła Luigi’ego, by zadzwonił, kiedy oboje z powrotem
znajdą się w swoich domach. Siatkarz kiwnął głową i po tym
Maura zebrała z sąsiedniego krzesła wszystkie swoje rzeczy i
wybiegła z hali, odprowadzana przez pojedyncze spojrzenia
zawodników.
*
Weszła na środek boiska jako
jedna z pierwszych. Rozejrzała się dookoła i wyobraziwszy sobie
kilka tysięcy kibiców na trybunach, zrozumiała, co mieli na myśli
ludzie z Maceraty. Mimowolnie zadrżała, nie mogąc doczekać się
momentu, w którym na co dzień opustoszała hala zamieni się w
prawdziwe piekło dla zawodników drużyny przyjezdnej. Jeszcze z
Palasport Fontescodella pamiętała żywy doping niedużej grupy
sympatyków z Perugii i czuła podekscytowanie na myśl, że znajdzie
się w tym miejscu, kiedy sędziowski gwizdek w nowym sezonie zabrzmi
po raz pierwszy i setki gardeł zaintonują hymn klubu.
Wycofała się do zgromadzonej
przy ławkach grupie tancerzy i usiadłszy na jednym z krzeseł,
poprawiła baletki. Rozmasowała lewą stopę, która od kilku dni
pulsowała tępym bólem i mocniej zawiązała sznurówki.
Obciągnąwszy nogawki legginsów, stanęła obok Mathilde i
przystąpiła do rozgrzewki. Przygotowywała do wysiłku każdy staw
i mięsień, zaczynając od szyi, przez ramiona, biodra, aż do
kostek. Każdy z ruchów wykonywała dokładnie w rytm piosenki,
która od samego rana chodziła jej po głowie. Przysłuchiwała się
rozmowie znajomych niemalże przez cały czas, jednak dopiero pod sam
koniec, kiedy na hali pojawił się Cesare, uświadomiła sobie, że
z tej wymiany zdań nie zapamiętała nawet jednego słowa, a jej
myśli w dalszym ciągu zaprzątał zaplanowany na następny dzień
mecz. Miało to być pierwsze spotkanie siatkarskich drużyn od
śmierci jej mamy, które miała obejrzeć na żywo i nie mogła się
już doczekać, by ponownie poczuć tę niesamowitą atmosferę. Do
tej pory nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo tęskniła za sportem
i kibicowaniem, nie tylko ukochanej drużynie.
- Maura? – Z zamyślenia wyrwał
ją głos Diego. Jego pojawienie się u jej boku uświadomiło jej,
że nie słuchała krótkiej przemowy choreografa. Zmarszczyła czoło
i zmrużyła oczy, nieco zdezorientowanym spojrzeniem rozglądając
się po zajmujących swoje miejsca tancerzach. Mężczyzna zbliżył
się do niej z niepewnym uśmiechem i wyciągnął w jej stronę
rękę: - Chodź, zaczynamy.
Pozwoliła mu poprowadzić się
na środek jednej ze stron boiska i kiedy rozbrzmiały pierwsze
takty, rozpoczęli przedstawienie. Każdy wykonany przez Schiavone
krok był precyzyjny, obrót dokręcony, a skok wylądowany lekko,
jakby nic nie ważyła. Zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele
osiągnęła przez całe swoje dotychczasowe życie i dziękowała
siostrze, która namówiła ją, by stawiła się na przesłuchaniu
do Teatru Tańca. Dzięki temu nie pozbawiła się szansy na
udoskonalenie umiejętności, do czego niemalże doprowadziła,
zawieszając karierę. Teraz chciała dążyć do perfekcji i w
chwilach takich, jak ta, gdy jej partnerowania były niemalże
bezbłędne, odnosiła wrażenie, że nie brakuje jej wiele.
Uśmiechnęła się ciepło do Diego, gdy tancerz odgrywający rolę
Króla Myszy zbiegł z ich prowizorycznej sceny i po ostatniej
sekwencji synchronicznych piruetów, zakończyła pierwszą tego
wieczora próbę skokiem. Jej partner złapał ją w odpowiednim
momencie, odstawił miękko na parkiet i zwieńczył wszystko pozą.
- Rosa, włóż w ten taniec
więcej życia! Gildo, nie wymachuj rękoma, jakbyś odganiał muchy,
kontroluj ciało! Nunzia, obciągaj palce! – Cesare rzucał
uwagami, przechodząc między odpoczywającymi tancerzami. Maura
obserwowała go z miernym zainteresowaniem, rozkoszując się chłodną
wodną nawilżającą suche gardło. Choreograf podszedł do niej i
założył ręce na piersi. – Dobrze. Tylko nie zapominaj, że nie
tańczysz sama. Przyćmiłaś Diego.
Wzruszyła ramionami, odstawiając
butelkę na podłogę.
- Przepraszam – przygryzła
wewnętrzną stronę policzka. – Mówiłeś, że mamy dać z siebie
wszystko.
- Mówiłem, że macie dać z
siebie sto procent – sprostował mężczyzna. – Nie sto
dwadzieścia.
Prychnęła, odprowadzając go
wzrokiem. Podwinęła rękawy koszulki, kiedy usłyszała decyzję o
powtórzeniu sceny i udała się na swoje miejsce, gdzie już stał
jej partner. Oparła policzek na jego ramieniu, w oczekiwaniu, aż
pozostali tancerze do nich dołączą i westchnęła ciężko.
- To chyba będzie długa próba
– mruknęła, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę.
- Maura, wyprostuj plecy! Ezio,
nie podskakuj jak piłeczka kauczukowa! Gianluca, mijasz się z
muzyką! – Diego zaczął naśladować nieco za wysoki głos
Cesare, co wywołało najpierw szeroki uśmiech na ustach Schiavone,
by w końcu parsknęła śmiechem. Zasłoniła usta ręką, gdy
choreograf obrzucił ją uważnym spojrzeniem i roześmiała się
jeszcze głośniej, kiedy jego wzrok powędrował w inną stronę
sali.
- Nie myślałeś nigdy o zmianie
profesji? – zażartowała, szturchając partnera łokciem między
żebrami. – W kabaretach pewnie zabijają się o ludzi z takimi
umiejętnościami jak twoje.
- Chyba się skuszę – odparł
w tym samym tonie Diego.
Nie mieli możliwości, by
kontynuować rozmowę, ponieważ Cesare włączył muzykę i po raz
drugi – chociaż nie ostatni – rozpoczęli taniec.
Pod koniec próby Maura czuła
wzmożony ból w lewej stopie. Nim udała się za pozostałymi
tancerkami do szatni, usiadła na podłodze i wypiwszy pozostałą
jej wodę, rozwiązała sznurówki baletek i zdjęła je. Poczuła
ogromną ulgę, kiedy skórzany materiał przestał uciskać
poobijane śródstopia. Chwyciła taneczne obuwie, wsunęła pustą
butelkę pod pachę i wstała z niemałym trudem. Rozejrzała się i
zauważywszy, że na boisku nie było już żadnego z członków
teatru, udała się w stronę wyjścia z sali.
Nie pomyślała, że jedna z
drużyn może mieć trening i zatrzymała się w pół kroku, kiedy w
drzwiach stanął niemalże dwumetrowy mężczyzna. Mimowolnie się
cofnęła i uniósłszy głowę, zamarła.
Przyglądały jej się głęboko
czekoladowe oczy, teraz szeroko otwarte z zaskoczenia. Mocniej
zacisnęła dłoń na baletkach i zmarszczyła czoło. Zrobiła krok
w lewą stronę, a siatkarz zachował się niczym jej lustrzane
odbicie. Zmrużyła oczy.
- Cześć, Maura – mruknął
niepewnie.
Cicho prychnęła pod nosem i
przesunęła się w prawo.
- Cześć – rzuciła
poirytowanym głosem i wyminęła go.
Idąc korytarzem do szatni i
mijając pozostałych zawodników, miała nadzieję, że ponownie
usłyszy jego głos. Czekała, aż Luigi ją dogoni, przeprosi,
przytuli, opowie, co robił przez ostatni rok, rozśmieszy i znów
będzie tak, jak dawniej. Jednocześnie nie życzyła sobie, by po
raz kolejny pojawił się w jej życiu, namieszał i zostawił ją z
jeszcze większym mętlikiem w głowie.
Przypomniała sobie radę Gii, by
słuchała serca i z ciężkim westchnieniem zatrzymała się tuż
przed drzwiami i oparła się plecami o ścianę. Kiedy wszystko
zaczynało się komplikować po raz kolejny, znów zatęskniła za
mamą. Ona wiedziałaby, co w takiej sytuacji powinna zrobić Maura;
jaką decyzję podjąć...
*
- Jak było na treningu? –
usłyszała głos przyjaciela, gdy tylko nacisnęła zielony przycisk
i przyłożyła telefon do ucha.
- Dokończyłam choreografię
na kwalifikacje – pochwaliła się.
Zatrzasnęła podręcznik od
fizyki, wrzuciła piórnik do torby i wstała od biurka. Otworzywszy
okno, zgasiła światło, by do pomieszczenia nie wleciały ćmy,
których bała się bardziej niż pająków i położyła się na
łóżku.
- Jutro mi pokażesz –
poinformował ją Luigi.
Roześmiała się i pokręciła
z politowania głową.
- Chciałbyś.
- Właśnie tak.
Przekręciła się na plecy i
podłożyła rękę pod głowę.
- Jestem zmęczona –
westchnęła, zamykając oczy. Słyszała jego oddech w słuchawce i
wyobraziła sobie, że Randazzo leży obok niej.
- Potrzebujesz czegoś? –
zapytał zaniepokojony, na co mimowolnie się uśmiechnęła.
Kiwnęła głową, chociaż
wiedziała, że przyjaciel nie zobaczy tego gestu. Pospieszyła z
wyjaśnieniami.
- Potrzebuję kogoś, do kogo
mogę przyjść bez zapowiedzi, a on ucieszy się na mój widok,
zaparzy kawę i beztrosko spędzimy cały dzień, śmiejąc się ze
wszystkiego i pożerając tomy niezdrowego jedzenia – wyznała
cicho. – Kogoś, do kogo będę mogła zadzwonić o drugiej nad
ranem tylko po to, żeby podzielić się moimi durnowatymi
przemyśleniami o życiu. – Usłyszała jego śmiech i sama
roześmiała się na swoje słowa. – Kogoś, kto będzie dzwonił
do mnie tylko po to, żeby upewnić się, że wszystko jest w
porządku. Kogoś, kto razem ze mną będzie kłócił się z całym
światem o najbardziej błahą sprawę. Kogoś, kto nigdy mnie nie
zawiedzie, kiedy będę potrzebowała jego ramienia do otarcia łez.
Ciebie teraz potrzebuję, Lui.
- Zaraz przyjadę, Maura –
powiedział zdecydowanie, poważniejąc. – Tylko nie zamykaj okna,
bo twoi rodzice mogą mnie nie wpuścić o tej godzinie głównymi
drzwiami – dodał żartobliwym tonem.
- Nie przyjeżdżaj, Lui –
pokręciła gwałtownie głową. – Tak tylko głupio gadam, masz
jutro rano trening, musisz się wyspać. To naprawdę nic poważnego,
pójdę do Gii i mi przejdzie.
- Dobrze wiesz, że nie. –
Oczami wyobraźni widziała jak Randazzo wywraca oczami. Znała go
lepiej, niż myślała. – Za piętnaście minut u ciebie będę –
dodał i rozłączył się.
Odłożyła telefon pod
poduszkę i przekręciła się na bok. Zaczęła liczyć upływające
sekundy, jednak zasnęła przy sześćset osiemdziesiątej trzeciej.
Przebudziła się tylko na moment, gdy zaskrzypiała podłoga pod
Luigi’m. Kiedy siatkarz położył się obok niej, mocno przytuliła
się do jego piersi.
- Dziękuję, Lui. Jesteś
najlepszy – wyszeptała. Gdy poczuła jego dużą dłoń na plecach
i ciepłe wargi na czole, z powrotem pogrążyła się w niespokojnym
śnie.
lubię tę historię, ale boję się, że skrzywdzisz Maurę. no i czekam na to, co zrobił Luigi, skoro tak to teraz między nimi wygląda.
OdpowiedzUsuńNie lubię ich choreografa
OdpowiedzUsuńTy tak wszystko ładnie opisujesz, chyba umówię się do ciebie na lekcje *_*
OdpowiedzUsuńbardzo mi się podoba jak piszesz. zostaję i czekam na więcej ;)
OdpowiedzUsuńInso, zacznę od tego, że Cię kocham, okej? To chyba dobry wstęp do komentarza. Tak mi się przynajmniej wydaje. Bo jak Ciebie tu nie kochać? Za te opisy, za te postacie, za to jak je prowadzisz, za to, że to wszystko jest takie bliskie i namacalne. Poza tym jak mam nie kochać człowieka, który zabiera mnie do Włoch z każdym swoim rozdziałem?
OdpowiedzUsuńOgólnie to kocham to, jak przeplatasz przeszłość z teraźniejszością, tworząc kontrast tego co było i co jest. Oczywiście wszystko dotyka znajomości z Luigim. Aż mnie coś ścisnęło, gdy poczułam ten chłód panujący między nimi obecnie, a potem znów poczułam ciepło ich relacji z przeszłości. To jest naprawdę bolesne. I marzy mi się, aby to się zmieniło, aby ich przyjaźń powróciła, bo była naprawdę piękna.
Ach, Inso. Wybacz, że tak mało dzisiaj, ale ostatnio w ogóle nie nadaję do pisania czegokolwiek. Anyway, jestem tutaj i straszliwie to kocham. Mam nadzieję, że o tym pamiętasz. <3