niedziela, 28 czerwca 2015

3. Have you ever had to be the one to sail away?


Suche powietrze drażniło jej gardło przy każdym głębszym oddechu, a porywiste podmuchy wiatru plątały długą spódnicę między nogami. Wolną dłonią poprawiła rąbek kapelusza, który przysłaniał jej widok, a drugą zacisnęła mocniej na pasku ciężkiej torby. Przystanęła przed przejściem dla pieszych, słysząc nadjeżdżający samochód i zdjąwszy okulary przeciwsłoneczne, uniosła głowę.
Pomimo tego, że w Perugii mieszkała już od kilku miesięcy, dotychczas nie miała okazji, by móc z bliska podziwiać PalaEvangelisti. Słyszała o tym miejscu niejedną historię, zwłaszcza od kibiców z Maceraty, z którymi uwielbiała rozmawiać o ich podróżach po niemalże całych Włoszech za ukochaną drużyną, i wydawało jej się, że kiedy stanie w tym miejscu, budynek ją przytłoczy. Nie miała gęsiej skórki na ramionach, serce nie zaczęło jej szybciej bić, nogi nie były niczym z waty, ale zdawała sobie sprawę, że to tylko pozory. Poczucie przytłoczenia miało dopiero przyjść, kiedy stanie pośrodku sali i wyobrazi sobie fanatyczny doping sympatyków miejscowej drużyny.
Przeszła na drugą stronę ulicy i podeszła do drzwi. Nacisnęła klamkę i popchnęła je, jednak nie ustąpiły. Zmarszczyła brwi i powtórzyła czynność – nawet nie drgnęły. Zrobiła kilka kroków w tył i rozejrzała się, w poszukiwaniu albo innego wejścia, albo kogoś, kto by jej pomógł bądź wskazał inną drogę. Uśmiechnęła się, dostrzegłszy zbliżającą się w jej stronę postać i pomachała, gdy rozpoznała w niej Diego.
- Cześć – przywitała się i ucałowała go w obydwa policzki tak samo, jak on ją.
- Zamknięte? – zapytał, wskazując głową drzwi. Kiedy Maura potaknęła, chwycił ją pod ramię. – Chodź, pewnie wejście dla personelu jest otwarte.
- Skąd wiesz? – Pozwoliła mu się poprowadzić wzdłuż budynku, z zaciekawieniem na niego zerkając.
- Prawdę mówiąc... – uśmiechnął się krzywo – ...nie wiem. Ale tak przypuszczam.
Wywróciła oczami z rozbawienia, które zostało zastąpione przez ulgę, gdy okazało się, że drzwi oznaczone tabliczką z napisem „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony” są otwarte, a czekający za nimi ochroniarz był po to, by wskazać im drogę do szatni. Podziękowawszy, udali się w drogę korytarzami hali, jednocześnie prowadząc niezobowiązującą pogawędkę o czekającym ich pokazie. Oboje nie wiedzieli, czego mogą się spodziewać po kilku tysiącach kibiców, którzy przyjdą, by wspomóc swoją drużynę, a nie oglądać tancerzy.
- Ach, Maura... – Diego zawiesił na chwilę głos i z zakłopotaniem potarł kark. – Miałabyś może ochotę wyjść gdzieś w sobotę po meczu?
Zatrzymała się w pół kroku i obrzuciła mężczyznę zaskoczonym spojrzeniem. Schowała okulary przeciwsłoneczne do kieszeni torby i zdjęła kapelusz, by w jakiś sposób zająć dłonie i dać sobie kilka sekund więcej na odpowiedź. Chrząknęła i ponownie zerknęła na Diego.
- Hm... – przełknęła ślinę i niepewnie uniosła kąciki ust. – W porządku.
Tancerz rozpogodził się i ponownie ucałował ją najpierw w jeden policzek, a potem w drugi. Obdarowawszy ją jeszcze jednym uśmiechem, zostawił ją pod drzwiami szatni, którą tymczasowo zajmowały kobiety, a sam przeszedł kilka metrów dalej i zniknął za kolejnymi.
Nie była pewna, czy podjęła dobrą decyzję i prawdopodobnie jeszcze przez długi czas by nad tym rozmyślała, robiła listy plusów i minusów, ale w końcu korytarza pojawiła się znajoma sylwetka. Przybycie Mathilde na dalszy plan odsunęło spotkanie z Diego i pozwoliło Maurze skupić się na przygotowaniach do próby.

*

Przerzuciła kolejną stronę, doczytała zdanie do końca i uniosła wzrok znad książki. Po hali echem niósł się dźwięk odbijanych piłek i pokrzykiwania zarówno zawodników, jak i trenera. Ziewnęła. Jedną dłonią zasłoniła usta, a drugą, w której trzymała książkę, wyciągnęła daleko w bok, rozciągając poprzykurczane mięśnie pleców. Odpowiedziała rozbawionym uśmiechem, kiedy zauważyła wywracającego oczami Randazzo. Oparła łokcie na kolanach i zmrużyła oczy, przypatrując się przyjacielowi, który po raz kolejny wyrzucił piłkę do góry, zrobił nabieg i wyskoczywszy, mocno uderzył, posyłając ją w piątą strefę. Libero z trudem wybronił uderzenie kolegi, a Giuliani pokazał Luigi’emu uniesiony kciuki. Maura kiwnęła głową z satysfakcją i powtórzyła gest trenera, gdy przyjaciel spojrzał w stronę sektora, w którym siedziała.
Odkąd poznała Randazzo, uwielbiała swój wolny czas spędzać na hali – nie dlatego, że dzięki temu mogła częściej podziwiać swoich idoli podczas gry. Podczas wielu godzin przebywania wśród nie milknącego hałasu zauważyła, że dźwięk gwizdka, pokrzykiwania zawodników i głuche uderzenia piłki o parkiet działały na nią uspokajająco i ze znacznie większą łatwością przychodziło jej skupienie się na wykonywanej czynności, niezależnie od tego, czy było to rozwiązywanie zadania z matematyki, pisanie eseju na historię czy czytanie jednej z lektur, którą wybrała podczas zajęć bibliotecznych. Żałowała, że położenie hali uniemożliwiało jej częstsze odwiedziny i mogła sobie na nie pozwolić jedynie raz na jakiś czas, kiedy nie miała własnego treningu i zaraz po zajęciach w szkole nie musiała udać się do Zakątka, by pomóc mamie w pracy. Przypuszczała jednak, że dzięki temu trener jeszcze tolerował jej obecność i przymykał oko na sporadyczne zbyt żywiołowe reakcje.
Zerknęła kątem oka na zapięty na nadgarstku zegarek i drgnęła niespokojnie, uświadomiwszy sobie, jak niewiele czasu pozostało jej do ostatniego autobusu, którym – przy pomyślności ruchu drogowego – na czas dotarłaby na wieczorne zajęcia akrobatyczne. Wsunęła zakładkę pomiędzy strony książki i włożywszy ją do bocznej kieszeni torby, zerwała się z miejsca. Poszukała wzrokiem przyjaciela i kiedy podchwycił jej spojrzenie, przyłożyła do policzka zwiniętą w pięść dłoń z wyprostowanymi małym palcem i kciukiem – w ten sposób prosiła Luigi’ego, by zadzwonił, kiedy oboje z powrotem znajdą się w swoich domach. Siatkarz kiwnął głową i po tym Maura zebrała z sąsiedniego krzesła wszystkie swoje rzeczy i wybiegła z hali, odprowadzana przez pojedyncze spojrzenia zawodników.

*

Weszła na środek boiska jako jedna z pierwszych. Rozejrzała się dookoła i wyobraziwszy sobie kilka tysięcy kibiców na trybunach, zrozumiała, co mieli na myśli ludzie z Maceraty. Mimowolnie zadrżała, nie mogąc doczekać się momentu, w którym na co dzień opustoszała hala zamieni się w prawdziwe piekło dla zawodników drużyny przyjezdnej. Jeszcze z Palasport Fontescodella pamiętała żywy doping niedużej grupy sympatyków z Perugii i czuła podekscytowanie na myśl, że znajdzie się w tym miejscu, kiedy sędziowski gwizdek w nowym sezonie zabrzmi po raz pierwszy i setki gardeł zaintonują hymn klubu.
Wycofała się do zgromadzonej przy ławkach grupie tancerzy i usiadłszy na jednym z krzeseł, poprawiła baletki. Rozmasowała lewą stopę, która od kilku dni pulsowała tępym bólem i mocniej zawiązała sznurówki. Obciągnąwszy nogawki legginsów, stanęła obok Mathilde i przystąpiła do rozgrzewki. Przygotowywała do wysiłku każdy staw i mięsień, zaczynając od szyi, przez ramiona, biodra, aż do kostek. Każdy z ruchów wykonywała dokładnie w rytm piosenki, która od samego rana chodziła jej po głowie. Przysłuchiwała się rozmowie znajomych niemalże przez cały czas, jednak dopiero pod sam koniec, kiedy na hali pojawił się Cesare, uświadomiła sobie, że z tej wymiany zdań nie zapamiętała nawet jednego słowa, a jej myśli w dalszym ciągu zaprzątał zaplanowany na następny dzień mecz. Miało to być pierwsze spotkanie siatkarskich drużyn od śmierci jej mamy, które miała obejrzeć na żywo i nie mogła się już doczekać, by ponownie poczuć tę niesamowitą atmosferę. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo tęskniła za sportem i kibicowaniem, nie tylko ukochanej drużynie.
- Maura? – Z zamyślenia wyrwał ją głos Diego. Jego pojawienie się u jej boku uświadomiło jej, że nie słuchała krótkiej przemowy choreografa. Zmarszczyła czoło i zmrużyła oczy, nieco zdezorientowanym spojrzeniem rozglądając się po zajmujących swoje miejsca tancerzach. Mężczyzna zbliżył się do niej z niepewnym uśmiechem i wyciągnął w jej stronę rękę: - Chodź, zaczynamy.
Pozwoliła mu poprowadzić się na środek jednej ze stron boiska i kiedy rozbrzmiały pierwsze takty, rozpoczęli przedstawienie. Każdy wykonany przez Schiavone krok był precyzyjny, obrót dokręcony, a skok wylądowany lekko, jakby nic nie ważyła. Zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele osiągnęła przez całe swoje dotychczasowe życie i dziękowała siostrze, która namówiła ją, by stawiła się na przesłuchaniu do Teatru Tańca. Dzięki temu nie pozbawiła się szansy na udoskonalenie umiejętności, do czego niemalże doprowadziła, zawieszając karierę. Teraz chciała dążyć do perfekcji i w chwilach takich, jak ta, gdy jej partnerowania były niemalże bezbłędne, odnosiła wrażenie, że nie brakuje jej wiele. Uśmiechnęła się ciepło do Diego, gdy tancerz odgrywający rolę Króla Myszy zbiegł z ich prowizorycznej sceny i po ostatniej sekwencji synchronicznych piruetów, zakończyła pierwszą tego wieczora próbę skokiem. Jej partner złapał ją w odpowiednim momencie, odstawił miękko na parkiet i zwieńczył wszystko pozą.
- Rosa, włóż w ten taniec więcej życia! Gildo, nie wymachuj rękoma, jakbyś odganiał muchy, kontroluj ciało! Nunzia, obciągaj palce! – Cesare rzucał uwagami, przechodząc między odpoczywającymi tancerzami. Maura obserwowała go z miernym zainteresowaniem, rozkoszując się chłodną wodną nawilżającą suche gardło. Choreograf podszedł do niej i założył ręce na piersi. – Dobrze. Tylko nie zapominaj, że nie tańczysz sama. Przyćmiłaś Diego.
Wzruszyła ramionami, odstawiając butelkę na podłogę.
- Przepraszam – przygryzła wewnętrzną stronę policzka. – Mówiłeś, że mamy dać z siebie wszystko.
- Mówiłem, że macie dać z siebie sto procent – sprostował mężczyzna. – Nie sto dwadzieścia.
Prychnęła, odprowadzając go wzrokiem. Podwinęła rękawy koszulki, kiedy usłyszała decyzję o powtórzeniu sceny i udała się na swoje miejsce, gdzie już stał jej partner. Oparła policzek na jego ramieniu, w oczekiwaniu, aż pozostali tancerze do nich dołączą i westchnęła ciężko.
- To chyba będzie długa próba – mruknęła, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę.
- Maura, wyprostuj plecy! Ezio, nie podskakuj jak piłeczka kauczukowa! Gianluca, mijasz się z muzyką! – Diego zaczął naśladować nieco za wysoki głos Cesare, co wywołało najpierw szeroki uśmiech na ustach Schiavone, by w końcu parsknęła śmiechem. Zasłoniła usta ręką, gdy choreograf obrzucił ją uważnym spojrzeniem i roześmiała się jeszcze głośniej, kiedy jego wzrok powędrował w inną stronę sali.
- Nie myślałeś nigdy o zmianie profesji? – zażartowała, szturchając partnera łokciem między żebrami. – W kabaretach pewnie zabijają się o ludzi z takimi umiejętnościami jak twoje.
- Chyba się skuszę – odparł w tym samym tonie Diego.
Nie mieli możliwości, by kontynuować rozmowę, ponieważ Cesare włączył muzykę i po raz drugi – chociaż nie ostatni – rozpoczęli taniec.
Pod koniec próby Maura czuła wzmożony ból w lewej stopie. Nim udała się za pozostałymi tancerkami do szatni, usiadła na podłodze i wypiwszy pozostałą jej wodę, rozwiązała sznurówki baletek i zdjęła je. Poczuła ogromną ulgę, kiedy skórzany materiał przestał uciskać poobijane śródstopia. Chwyciła taneczne obuwie, wsunęła pustą butelkę pod pachę i wstała z niemałym trudem. Rozejrzała się i zauważywszy, że na boisku nie było już żadnego z członków teatru, udała się w stronę wyjścia z sali.
Nie pomyślała, że jedna z drużyn może mieć trening i zatrzymała się w pół kroku, kiedy w drzwiach stanął niemalże dwumetrowy mężczyzna. Mimowolnie się cofnęła i uniósłszy głowę, zamarła.
Przyglądały jej się głęboko czekoladowe oczy, teraz szeroko otwarte z zaskoczenia. Mocniej zacisnęła dłoń na baletkach i zmarszczyła czoło. Zrobiła krok w lewą stronę, a siatkarz zachował się niczym jej lustrzane odbicie. Zmrużyła oczy.
- Cześć, Maura – mruknął niepewnie.
Cicho prychnęła pod nosem i przesunęła się w prawo.
- Cześć – rzuciła poirytowanym głosem i wyminęła go.
Idąc korytarzem do szatni i mijając pozostałych zawodników, miała nadzieję, że ponownie usłyszy jego głos. Czekała, aż Luigi ją dogoni, przeprosi, przytuli, opowie, co robił przez ostatni rok, rozśmieszy i znów będzie tak, jak dawniej. Jednocześnie nie życzyła sobie, by po raz kolejny pojawił się w jej życiu, namieszał i zostawił ją z jeszcze większym mętlikiem w głowie.
Przypomniała sobie radę Gii, by słuchała serca i z ciężkim westchnieniem zatrzymała się tuż przed drzwiami i oparła się plecami o ścianę. Kiedy wszystko zaczynało się komplikować po raz kolejny, znów zatęskniła za mamą. Ona wiedziałaby, co w takiej sytuacji powinna zrobić Maura; jaką decyzję podjąć...

*

- Jak było na treningu? – usłyszała głos przyjaciela, gdy tylko nacisnęła zielony przycisk i przyłożyła telefon do ucha.
- Dokończyłam choreografię na kwalifikacje – pochwaliła się.
Zatrzasnęła podręcznik od fizyki, wrzuciła piórnik do torby i wstała od biurka. Otworzywszy okno, zgasiła światło, by do pomieszczenia nie wleciały ćmy, których bała się bardziej niż pająków i położyła się na łóżku.
- Jutro mi pokażesz – poinformował ją Luigi.
Roześmiała się i pokręciła z politowania głową.
- Chciałbyś.
- Właśnie tak.
Przekręciła się na plecy i podłożyła rękę pod głowę.
- Jestem zmęczona – westchnęła, zamykając oczy. Słyszała jego oddech w słuchawce i wyobraziła sobie, że Randazzo leży obok niej.
- Potrzebujesz czegoś? – zapytał zaniepokojony, na co mimowolnie się uśmiechnęła.
Kiwnęła głową, chociaż wiedziała, że przyjaciel nie zobaczy tego gestu. Pospieszyła z wyjaśnieniami.
- Potrzebuję kogoś, do kogo mogę przyjść bez zapowiedzi, a on ucieszy się na mój widok, zaparzy kawę i beztrosko spędzimy cały dzień, śmiejąc się ze wszystkiego i pożerając tomy niezdrowego jedzenia – wyznała cicho. – Kogoś, do kogo będę mogła zadzwonić o drugiej nad ranem tylko po to, żeby podzielić się moimi durnowatymi przemyśleniami o życiu. – Usłyszała jego śmiech i sama roześmiała się na swoje słowa. – Kogoś, kto będzie dzwonił do mnie tylko po to, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Kogoś, kto razem ze mną będzie kłócił się z całym światem o najbardziej błahą sprawę. Kogoś, kto nigdy mnie nie zawiedzie, kiedy będę potrzebowała jego ramienia do otarcia łez. Ciebie teraz potrzebuję, Lui.
- Zaraz przyjadę, Maura – powiedział zdecydowanie, poważniejąc. – Tylko nie zamykaj okna, bo twoi rodzice mogą mnie nie wpuścić o tej godzinie głównymi drzwiami – dodał żartobliwym tonem.
- Nie przyjeżdżaj, Lui – pokręciła gwałtownie głową. – Tak tylko głupio gadam, masz jutro rano trening, musisz się wyspać. To naprawdę nic poważnego, pójdę do Gii i mi przejdzie.
- Dobrze wiesz, że nie. – Oczami wyobraźni widziała jak Randazzo wywraca oczami. Znała go lepiej, niż myślała. – Za piętnaście minut u ciebie będę – dodał i rozłączył się.
Odłożyła telefon pod poduszkę i przekręciła się na bok. Zaczęła liczyć upływające sekundy, jednak zasnęła przy sześćset osiemdziesiątej trzeciej. Przebudziła się tylko na moment, gdy zaskrzypiała podłoga pod Luigi’m. Kiedy siatkarz położył się obok niej, mocno przytuliła się do jego piersi.
- Dziękuję, Lui. Jesteś najlepszy – wyszeptała. Gdy poczuła jego dużą dłoń na plecach i ciepłe wargi na czole, z powrotem pogrążyła się w niespokojnym śnie.

5 komentarzy:

  1. lubię tę historię, ale boję się, że skrzywdzisz Maurę. no i czekam na to, co zrobił Luigi, skoro tak to teraz między nimi wygląda.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty tak wszystko ładnie opisujesz, chyba umówię się do ciebie na lekcje *_*

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo mi się podoba jak piszesz. zostaję i czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Inso, zacznę od tego, że Cię kocham, okej? To chyba dobry wstęp do komentarza. Tak mi się przynajmniej wydaje. Bo jak Ciebie tu nie kochać? Za te opisy, za te postacie, za to jak je prowadzisz, za to, że to wszystko jest takie bliskie i namacalne. Poza tym jak mam nie kochać człowieka, który zabiera mnie do Włoch z każdym swoim rozdziałem?
    Ogólnie to kocham to, jak przeplatasz przeszłość z teraźniejszością, tworząc kontrast tego co było i co jest. Oczywiście wszystko dotyka znajomości z Luigim. Aż mnie coś ścisnęło, gdy poczułam ten chłód panujący między nimi obecnie, a potem znów poczułam ciepło ich relacji z przeszłości. To jest naprawdę bolesne. I marzy mi się, aby to się zmieniło, aby ich przyjaźń powróciła, bo była naprawdę piękna.
    Ach, Inso. Wybacz, że tak mało dzisiaj, ale ostatnio w ogóle nie nadaję do pisania czegokolwiek. Anyway, jestem tutaj i straszliwie to kocham. Mam nadzieję, że o tym pamiętasz. <3

    OdpowiedzUsuń