Stojąc
przed lustrem i wpatrując się w swoje odbicie, wydawało jej się,
jakby widziała kogoś zupełnie innego. Patrzyły na nią brązowe
oczy pozbawione blasku, a spierzchniętym wargom trudno było
wykrzywić się w uśmiechu. Odgarnęła z bladych policzków włosy
i zebrała je w niedbałego kucyka. Nabrawszy powietrza głęboko w
płuca, wypuściła je z sykiem przez usta, jednocześnie potrząsając
rękoma w próbach pozbycia się nieprzyjemnego odrętwienia i
napięcia z mięśni. Przestąpiła z jednej nogi na drugą,
poprawiła nogawki spodenek, wyprostowała się i wypięła dumnie
pierś, unosząc brodę. Zmarszczyła czoło, gdyż pomimo tych kilku
operacji, nie przybyło jej animuszu. Wręcz przeciwnie – skuliła
się jeszcze bardziej i mocno zacisnęła dłonie na krawędzi zlewu.
Była zdeterminowana i przerażona jednocześnie, a doskonale
wiedziała, że to połączenie w jej profesji, nie przynosiło
niczego dobrego.
*
Za
kulisami już czekał na nią Luigi i gdy tylko ukłoniwszy się,
lekkim krokiem zbiegła ze sceny, objęły ją jego silne ramiona.
Odetchnęła z ulgą i mocno, jakby rozpaczliwie, zacisnęła dłonie
na materiale jego koszulki i przytuliła policzek do jego klatki
piersiowej. Oddychała powoli przez usta, próbując uspokoić
rozedrgane ciało, a dłonie jej przyjaciela z delikatnością
głaskały jej plecy. Niełatwo było jej pozbyć się emocji, które
zawładnęły nią wraz z pierwszymi taktami piosenki i towarzyszyły
do samego końca.
-
Byłaś najlepsza, Maura – usłyszała w uchu głos przyjaciela i
uśmiechnęła się mimowolnie.
Uniosła
głowę i spojrzała na niego roześmiana.
-
Były lepsze! – zaprzeczyła, kręcąc głową.
Luigi
prychnął z rozbawienia, przez co dziewczyna parsknęła śmiechem.
-
Sama nie wierzysz w to, co mówisz, głuptasie – wywrócił oczami
i ucałował jej skroń.
Delikatnie
wyswobodził swoją koszulkę z jej uścisku i odsunąwszy Maurę od
siebie na wyciągnięcie ramion, przyjrzał się uważnie jej twarzy.
Uniósł jedną brew i opuszkami palców dotknął jej zaróżowionego
policzka. Zadrżała niespokojnie, a wtedy Luigi dał jej pstryczka w
nos i odgarnął za ucho włosy opadające na lśniące od potu
czoło. Uwielbiała chwile, kiedy przyjaciel traktował ją z taką
troską i tak jak teraz, mogła z ufnością przekręcić głowę,
ucałować wnętrze jego dużej dłoni i wtulić w nią twarz.
-
Dziękuję, że tu ze mną jesteś – westchnęła, markotniejąc.
Odwróciła wzrok i zmarugała nerwowo, próbując odgonić cisnące
się do oczu łzy.
-
Przyjedzie, Maura. Obiecała, prawda? – Kiwnęła głową. –
Zawsze dotrzymywała obietnic.
-
Tak, ale...
-
Nie ma żadnych „ale”. Zdąży na finał – zapewnił ją.
*
Drgnęła
niespokojnie, gdy ktoś szarpnął klamkę, a kiedy drzwi łazienki
się otworzyły, wyprostowała się gwałtownie. Speszyła się, a na
jej policzki wpłynął soczysty rumieniec, kiedy poczuła na sobie
oceniające spojrzenie kobiety. Pospiesznie zgarnęła kosmetyki do
torby i zaciskając dłonie na jej pasku, opuściła pomieszczenie.
Szła
długim korytarzem, garbiąc się za każdym razem, gdy mijała
zebrane w mniejsze grupki dziewczęta. Pozdrowiła niemrawym
uśmiechem pogrążone w rozmowie młodsze koleżanki, które
kojarzyła jeszcze z zawodów i przyspieszyła kroku. Odetchnęła z
ulgą dopiero wtedy, gdy znalazła się na Sali. Usiadła na ławce w
najbardziej odosobnionym miejscu, odłożyła na bok swoje rzeczy,
włączyła odtwarzacz muzyki i włożyła słuchawki do uszu.
Oparłszy się plecami o ścianę, zaczęła palcami wystukiwać na
kolanach rytm piosenki, w głowie odtańczając jedną z ulubionych
choreografii.
*
Nerwowo
przestąpiła z nogi na nogę i rozejrzała się po uważnie hallu.
Wodziła wzrokiem od jednej twarzy do drugiej, szukając osoby, na
obecności której zależało jej najbardziej. Przeszła kilka kroków
w stronę drzwi wyjściowych, zawróciła na pięcie i podeszła z
powrotem do przyjaciela. Potarła ramiona, na których pojawiła się
gęsia skórka i westchnęła ciężko.
-
Nie przyjdzie, Lui. Jak zwykle zapomniała. Nie przyjdzie –
powtarzała jak mantrę.
Zacisnęła
mocno usta i zmarszczyła czoło, kiedy przyjaciel trącił ją w
ramię i obrzucił złowrogim spojrzeniem. Obserwowała, jak nabiera
powietrza w płuca, gotowa wysłuchać kolejnego kazania i
zesztywniała, kiedy leżący na jej torbie telefon zawibrował. Ich
spojrzenia się skrzyżowały i po trzech sekundach, które Maurze
wydawały się być wiecznością, jednym susem doskoczyła do swoich
rzeczy i otworzyła szeroko oczy, odczytując nieznany jej numer.
Wzruszyła ramionami w odpowiedzi na pytający wzrok Luigi’ego i
nacisnąwszy zieloną słuchawkę, przyłożyła aparat do ucha, a
drugą rękę oparła na biodrze.
-
Tak, to ja – potwierdziła, mimowolnie kiwając głową.
Z
każdym usłyszanym słowem rosło przerażenie na jej twarzy. Prawa
dłoń przytrzymująca komórkę zadrżała, a lewa osunęła się po
śliskim materiale sukienki i zawisła bezwładnie wzdłuż ciała. Z
ust wydobył się niesprecyzowany dźwięk.
-
Ale... Ale jak? Ja nic nie rozumiem... – wykrztusiła, przez
zaciśnięte gardło. Zamrugała nerwowo, próbując odgonić
zbierające się w kącikach oczu łzy. – Ja... Dziękuję.
Nogi
się pod nią ugięły, kiedy odkładała telefon z powrotem do torby
i upadła bezwładnie na posadzkę, tłukąc kolana. Zacisnęła
dłonie, wbijając paznokcie w skórę i uniosła wzrok na Luigi’ego.
Otworzyła usta, by coś powiedzieć i od razu je zamknęła,
przełykając gorzkie łzy. Randazzo kucnął obok przyjaciółki i
ściśle objął ją ramionami, mocno przyciskając ją do swojej
piersi.
-
Ciii, Maura – szepnął jej do ucha, troskliwie głaszcząc ją po
ramieniu.
Pokręciła
przecząco głową.
-
Nie żyje – powiedziała bezgłośnie i odchrząknęła. – Mama
nie żyje, Lui – powtórzyła na bezdechu i rozpłakała się.
*
Kiedy
piosenka dobiegła końca, schowała odtwarzacz wraz ze słuchawkami
do kieszeni bluzy. Zsunęła się z ławki na podłogę, wyprostowała
nogi i pochyliła się, by dotknąć czołem kolan. Powtórzyła
ćwiczenie kilkukrotnie i wstała, wyciągając splecione dłonie nad
głową. Uniosła wzrok na sufit, wydychając powietrze i ponownie
nabrała go głęboko w płuca, przyciskając brodę do klatki
piersiowej. Gdy wróciła do pozycji wyjściowej, równolegle do
podłogi wyciągnęła przed siebie prawe ramię i drugą ręką
złapawszy za łokieć podchwytem, przyciągnęła je do ramię. W
ten sam sposób rozciągnęła lewą stronę i opuściwszy ręce,
strzepnęła z nich napięcie. Przestąpiła z jednej nogi na drugą,
akurat w chwili, kiedy w drzwiach sali stanął elegancki mężczyzna
w kwiecie wieku. Obrzucił uważnym spojrzeniem wszystkie zebrane tam
tancerki, zerknął na trzymaną w dłoni kartkę i donośnym głosem
powiedział:
-
Maura Schiavone, zapraszamy!
Pospiesznie
zdjęła bluzę i wrzuciła do torby, rozwiązane adidasy postawiła
obok pozostałych rzeczy i posłusznie ruszyła za dyrektorem teatru.
Niepewnie
weszła do pokoju przesłuchań, nerwowo poprawiając na ramionach za
dużą, błękitną koszulę. Koszulę Luigi’ego, którą pożyczył
jej kiedyś na wygrane zawody, by później nie przyjąć jej z
powrotem. „Niech wciąż przynosi ci szczęście”.
-
Proszę, pokaż, co potrafisz.
Zrobiła
kilka kroków w tył i opuściła głowę, przyjmując pozycję
wyjściową.
Głęboki
wdech. Powolny wydech.
*
Podniosła
się po kolejnym nieudanym skoku i potarła obolałe kolana. Zerknęła
na lustro i wykrzywiła twarz w niezadowolonym grymasie do swojego
odbicia. Mokra od potu koszulka przykleiła się do piersi, brzucha i
pleców, makijaż rozmazał się, tworząc czarne smugi na
policzkach, a włosy uwolniły się z kucyka i przylgnęły do
lśniącego czoła.
Jeszcze
raz.
Włączyła
piosenkę od początku i przygotowała do najtrudniejszej sekwencji
ruchów. Była gotowa ćwiczyć nawet całą noc, by tylko opanować
ją do perfekcji. Impuls pobudził jej nogi do rozpoczęcia układu
po raz kolejny. Obróciła się wokół własnej osi i słysząc
przyspieszenie muzyki, ruszyła pędem przed siebie. Wyczuwszy
odpowiedni moment, wyskoczyła, zginając lewą nogę i przyciągając
stopę do pleców, a prawą wyprostowała. W ostatniej chwili złapała
dłońmi kostkę i w chwili kontaktu z parkietem, zrobiła przewrót.
Udało się. Teraz dalej. Klęknęła i wykonawszy krótką serię
gestów, wstała. Od kostek, przez śródstopie, do palców,
wyciągając ramiona do góry, jakby ktoś ją ciągnął. I w końcu
ostatni element. Przygotowała się, gwałtownie ściąając dłonie
do serca i zwijając się w kulkę. Podbiegła kilka kroków i
zatrzymała się gwałtownie i unosząc do góry wyprostowaną nogę,
zrobiła zamach, czołem sięgając kolana drugiej nogi. Pozostała
sekwencja obrotów. Jeden, drugi, skok, przejście, trzeci, czwarty,
koniec.
Opadła
bez sił na parkiet obok swoich rzeczy. Sięgnęła po butelkę z
wodą i z trudem odkręciła korek. Pijąc, zerknęła na
przyczepione do lustra zdjęcie i zamrugała kilkukrotnie, by odgonić
napływające do oczu łzy.
-
To dla ciebie, mamo – wyszeptała, wrzucając butelkę z powrotem
do torby.
Sprawdziła
w telefonie godzinę z nadzieją, że oprócz czterech cyfr wyświetli
także imię osoby, na kontakt z którą czekała od kilku tygodni.
22:31.
*
Czas
zawalczyć o swoje.
Muzyka
zabrzmiała. Odczekała jeden takt, by od drugiego rozpocząć teatr
gestów, obrazując wyśpiewywane przez piosenkarza słowa. Każdym
ruchem akcentowała rytm melodii. Żyła chwilą – nie
przeszłością, która trzymała ją w miejscu, nie przyszłością,
za którą nie mogła nadążyć, a teraźniejszością. Tym
momentem, w którym zostawiała serce na parkiecie, udowadniając
sobie i innym, że wciąż jest najlepsza. Zawsze była. Muzyka,
której każdy takt znała na pamięć, podpowiadała jej, co dalej.
Zatrzymała się gwałtownie w miejscu i bezbłędnie przeszła do
kolejnej części. Zaszumiało przy stoliku jurorów, po idealnej
sekwencji piruetów.
Koniec.
Ukłoniła
się i na drżących nogach wycofała pod ścianę. Kilka długich
sekund czekała na reakcję ze strony choreografów, jednak nie
doczekawszy się, ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Wtedy przy
stoliku zaszumiało, a na jej policzki wstąpiła purpura. Odniosła
wrażenie, że swoim krótkim pokazem ośmieszyła się i nie powinna
wracać do tego, co wydawało jej się już skończone.
-
Pani Mauro? – zatrzymał ją głos jednego z mężczyzn.
Zamarła
w pół kroku i powoli odwróciła się przez ramię, unosząc brwi w
pytajacym geście.
-
Będzie pani idealną Clarą.
Otworzyła
usta, by coś powiedzieć i zamknęła je, niczym ryba łapczywie
chwytająca powietrze. Odchrząknęła, nerwowo zaciskając dłonie
na krawędzi koszuli.
-
Nie rozumiem... – mruknęła, wodząc wzrokiem od jednego jurora do
drugiego. – Tam czeka jeszcze tyle osób...
-
Znamy panią – pospieszyła z wyjaśnieniami milcząca do tej pory
kobieta. – Przyznam szczerze, że obserwowałam panią od
Mistrzostw Włoch w 2009. Niewiele wtedy zabrakło, prawda? Ale rok
później już nie było wątpliwości, że zasługuje pani na ten
tytuł. W zeszłym roku zastanawiałam się, czemu pani nie widać...
Maura
przełknęła z trudem ślinę, uciekając wzrokiem.
-
...później dowiedziałam się, czemu nie stanęła pani do finału.
Przykro mi. Cieszę się, że nie zrezygnowała pani z tańca, bo ma
pani ogromny potencjał, ale to jeszcze jest nieoszlifowany diament.
Chcemy zrobić z pani gwiazdę światowego formatu i wydaje nam się,
że na początek główna rola w „Dziadku do orzechów” będzie
idealna. Później pomyślimy nad czymś innym.
-
Dziękuję – wykrztusiła przez ściśnięte gardło.
-
Skontaktuję się z panią i uzgodnimy wszystkie szczegóły.
Gratulacje.
Pożegnana
uśmiechami, wyszła z sali lekkim krokiem. Niemalże w podskokach
wróciła po swoje rzeczy, prędko się przebrała, nie zawracając
sobie głowy, by rozciągnąć zmęczone mięśnie i wybiegła z
budynku teatru, który od teraz mogła nazwać swoim. To nie był
jeszcze szczyt, ale znalazła się na dobrej drodze, by go osiągnąć.
Możesz
być ze mnie dumna, mamo, pomyślała.
Mimowolnie
wyjęła telefon z kieszeni i przeszukawszy listę adresów,
zawiesiła palec nad numerem, który znała na pamięć.
Uświadomiwszy sobie, co chciała zrobić, prychnęła cicho pod
nosem, wywracając oczami i wepchnęła aparat z powrotem do kieszeni
bluzy. To nie był dobry pomysł.
Za
to przyjście na przesłuchanie było najlepszą decyzją, jaką
podjęła od bardzo dawna. Oby podołała.
No
to startujemy!
Zaklepuję sobie miejsce, chociaż mi się nie należy.
OdpowiedzUsuńNapisałam ci już rano, że to dla mnie wyjątkowe opowiadanie i dalej tak sądzę.
Masz mnie. I tak to wyjątkowe
OdpowiedzUsuńOjej, Ty wiesz, że ja czekałam na początek tego od chwili, gdy okazało się, że Luigi sobie tutaj będzie (oh, co ja poradzę, że działa na mnie ten jego urok?). Poza tym uwielbiam to, jak piszesz i cieszę się, że tym razem będzie to coś dłuższego, choć twoje jednoparty też pochłaniam z przyjemnością. Szkoda mi Maury z powodu jej straty, ale jednocześnie dobrze wiedzieć, że się z tego podniosła, a nawet stała się jeszcze silniejsza, choć to tylko moje pierwsze wrażenie i może okazać się błędne. No i w retrospekcjach pojawiał się jaśnie pan R (:3), ale przez tę końcówkę odniosłam wrażenie, jakby Maura nie chciała się z nim kontaktować. A może chodzi tu o kogoś innego? Ajaj, jakże się cieszę, że prolog się pojawił i wystartowałaś z tym opowiadaniem. Czekam na więcej i masz we mnie stałą bywalczynię. Ściskam, kocham, pozdrawiam i życzę dużo weny. ♥
OdpowiedzUsuńOch, przecież ja pokochałam Lui (nie chcę odmieniać, więc zostawie po prostu Lui, bo przecież Lui brzmi tak wyjątkowo i och, wyjątkowo). Przecież to miłość od pierwszego wejrzenia. I wiesz co, uświadomiłaś mi, że tęsknie za siatkówkowym czytaniem, bardzo, bardzo tęsknie...
OdpowiedzUsuńo tancerce jeszcze nie czytałam, o Luigim też nie. zapowiada się dobrze. (tylko jak widzę zdjęcie bohaterki, myślę "Emilka", nie odzwyczaję się)
OdpowiedzUsuńZ wielką chęcią napisałabym Ci tu cały elaborat o tym, jak bardzo zakochałam się w tym tekście, ale straciłam swoją komentarzową moc. Anyway, chciałam Ci napisać, że jestem bardzo na tak i jest przepięknie. Maura, Luigi, taniec... no masz mnie całą. Cóż mogę powiedzieć oprócz tego, że czekam na ciąg dalszy? Mam przeczucie, że wyleję tu kilka wiader łez, więc zostaję.
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham!
Zaczyna się smutno, ale pięknie i już nie mogę się doczekać, co będzie dalej. Podoba mi się trzecioosobowa narracja, styl, bohaterowie, i taniec! Taniec, który uwielbiam oglądać, bo sama kaleczę ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i do napisania! :)
awww, jaki przyjemny klimat. smutny, ale jednocześnie przyjemny - bo taniec, bo moja italia, bo randazzo, który od samego początku idealnie mi do tego wykreowanego przez Ciebie w tym prologu świata pasuje. do tej pory jeszcze nie trafiłam na włoską siatkówkę w opowiadaniach, więc tym większa jest moja radocha. wygląda na to, że ich drogi się rozeszły - ciekawe, dlaczego. swoją drogą uwielbiam takie przeskakiwanie w czasie między teraźniejszością a retrospekcjami. zawsze miałam do tego straszną słabość, także u mnie już wygrałaś.
OdpowiedzUsuńczekam na następny, bo chyba jest na co.
52 yr old Accounting Assistant I Randall Borghese, hailing from Victoriaville enjoys watching movies like "Time That Remains, The" and Handball. Took a trip to Archaeological Site of Cyrene and drives a Ferrari 166 MM Barchetta. Internet
OdpowiedzUsuń